Cena: 19.99 zł
Sklep: madbooks.pl
Kup teraz JesieÅ„ w klinice maÅ‚ych zwierzÄ…t w leÅ›nej górce + CD za 19.99 zł w księgarni madbooks.pl
Wydawca: brak danych
Kategoria: Beletrystyka/Dla dzieci
ISBN: 9788375512632
Waga: 0.4400 kg
Rok wydania: 2011
Zapraszamy do Kliniki MaÅ‚ych ZwierzÄ…t w LeÅ›nej Górce. ProwadzÄ… jÄ… maÅ‚e zwierzÄ™ta: profesor Borsuk i jego biaÅ‚y personel - doktor Åasiczka, SuseÅ‚, siostry Wiewiórki, sanitariusz RyÅ› i wiele innych ważnych postaci. Opowiadania o lekarzach i ich pacjentach, o radoÅ›ciach, smutkach, niezwykÅ‚ych przygodach i sukcesach medycznych wyksztaÅ‚conych specjalistów o miÅ‚ych pyszczkach, miÄ™kkich futerkach i barwnych piórkach.
Do LeÅ›nej Górki zawitaÅ‚a jesieÅ„. MieszkaÅ„cy gromadzÄ… zapasy na zimÄ™, a w klinice trwa codzienna praca. Profesor Borsuk, doktor Åasiczka, doktor Kuna, sanitariusz RyÅ› i siostry Wiewiórki niosÄ… pomoc chorym zwierzÄ™tom. OpatrujÄ… rany, wykonujÄ… ważne operacje,  udzielajÄ… porad, wypisujÄ… recepty i wspierajÄ… swoich pacjentów oraz ich rodziny w trudnych chwilach. Poznajemy ich niezwykÅ‚e przygody oraz codzienne radoÅ›ci i smutki. CiepÅ‚e i wzruszajÄ…ce, niekiedy zabawne opowiadania oswajajÄ…ce ze szpitalem i zabiegami  medycznymi oraz Å›wiatem przyrody.
Do książki dołączona będzie płyta CD z piosenkami dla dzieci. Śpiewa Pan Pies z chórem Myszy Polnych i Zaroślowych
Patronat medialny: Trójka Polskie Radio, granice.pl; qlturka.pl, ŚWIERSZCZYK; KUMPEL
miastodzieci.pl; Teatr Groteska; Bliżej Przedszkola
Data publikacji 26.09.2012
Cna detaliczna 29,90 zł
Rozdział V
Co się stało z zębem pana Bobra
     – Chi, chi, chi – zachichotaÅ‚y Tymotka i Firletka, zasÅ‚aniajÄ…c pyszczki Å‚apkami. Siostry Wiewiórki czytaÅ‚y AnatomiÄ™ Bobra – czyli, jak widzieć Bobra na wskroÅ› autorstwa profesora Piżmaka. OglÄ…daÅ‚y wÅ‚aÅ›nie tablicÄ™, na której widniaÅ‚ Bóbr bez futra. Szczegółowa wiedza na temat tego ZwierzÄ…tka byÅ‚a im teraz wyjÄ…tkowo potrzebna, bo w gabinecie zabiegowym leżaÅ‚ pan Wodzimierz Bóbr ze strasznie spuchniÄ™tym policzkiem, nosem i wargami. WÅ‚aÅ›ciwie to nie wiadomo, czy chichotaÅ‚y na widok ilustracji, czy widzÄ…c Å‚apiÄ…cÄ… równowagÄ™ siostrÄ™ przeÅ‚ożonÄ…, która weszÅ‚a swoim stanowczym krokiem do dyżurki i poÅ›liznęła siÄ™ na mokrej posadzce. ZamachaÅ‚a Å‚apkami, broniÄ…c siÄ™ przed upadkiem, wreszcie zÅ‚apaÅ‚a wieszak z fartuchami. To nie byÅ‚ dobry pomysÅ‚, bo wieszak zaczÄ…Å‚ siÄ™ przewracać, wiÄ™c drugÄ… Å‚apkÄ… siostra Gronostaj chwyciÅ‚a za firankÄ™. To byÅ‚ zdecydowanie zÅ‚y pomysÅ‚. Wieszak rymsnÄ…Å‚ o kafelki. W Å‚apce siostry zostaÅ‚a garść biaÅ‚ych fartuchów, a na gÅ‚owÄ™ opadÅ‚a jej zerwana z okna firanka. Pani Gronostaj staÅ‚a jeszcze przez chwilÄ™ z rozÅ‚ożonymi Å‚apkami, a w bieli, która jÄ… otaczaÅ‚a, wyglÄ…daÅ‚a jak Wielki Duch Futerkowy. -– Kto tu coÅ› rozlaÅ‚?! – gÅ‚os siostry nie wróżyÅ‚ nic dobrego. -– To pan Bóbr, bo przyszedÅ‚ prosto z rzeki –usÅ‚użnie i przymilnie powiedziaÅ‚y Wiewiórki. – WÅ‚aÅ›nie bada go nasza mama, a my tu zaraz posprzÄ…tamy!  Pan Bóbr leżaÅ‚ na gumowym podkÅ‚adzie, z którego Å›ciekaÅ‚a woda, tworzÄ…c kaÅ‚uże wokół leżanki, i opowiadaÅ‚ historiÄ™ swojego przypadku pani doktor Gryzeldzie Wiewiórce. Nazywana przez personel GryziÄ…, prowadziÅ‚a w Klinice praktykÄ™ stomatologicznÄ…. -– Otóż, pÅ‚ynÄ™ ja z kolegÄ… KanaÅ‚em Bródnowskim, dopiero Å›wita, ludzi praktycznie żadnych, chociaż to Å›rodek miasta, a kolega mi mówi: Wodek, zaÅ‚ożę siÄ™, że do wschodu sÅ‚oÅ„ca nie spuÅ›cisz do wody tej wisienki, co stoi przy brzegu. – Ja nie spuszczÄ™?!! – ja na to, bo nie takie drzewka gryzÅ‚o siÄ™ w parÄ™ minut. – Ja nie spuszczÄ™?!! WyskakujÄ™ z wody, patrzÄ™ tylko, w którÄ… stronÄ™ pieÅ„ ma lecieć, i z rozpÄ™du: chaps!! Jaki ból, pani doktor!! Ludzie pieÅ„ owinÄ™li kolczastym drutem. Kolega chyba o tym wiedziaÅ‚, bo zaraz uciekÅ‚, a ja leżę na brzegu i piszczÄ™ z bólu. ZÄ…b ukruszony, z dziÄ…sÅ‚a krew siÄ™ leje, poleżaÅ‚em trochÄ™ i do wody. A tu znowu!! Przez nos nie mogÄ™ oddychać, bo opuchniÄ™ty, co pysk otworzÄ™, to woda zimna zÄ™by drażni, ani zanurkować, a tu już sÅ‚oÅ„ce wstaje! DowlokÅ‚em siÄ™ jakoÅ› do Lasu, myÅ›laÅ‚em, że samo przejdzie, ale chyba trzeba do szpitala, bo już nie widzÄ™ na jedno oko. – Oj, panie Wodzimierzu, daÅ‚ siÄ™ pan sprowokować koledze jak naiwne dziecko – powiedziaÅ‚a doktor Gryzelda. – Po drugie, w Lesie może pan sobie gryźć, co chce, ale na terenie Ludzi? Wie pan, jak oni dbajÄ… o posadzone przez siebie roÅ›liny. Ten drut to pewnie ochrona przed panem i paÅ„skiego pokroju kolegami. Ludzie niszczÄ… nasze siedliska, ale to nie powód, żeby zachowywać siÄ™ tak samo. No, poleży pan w Klinice przez parÄ™ dni, szaÅ‚wia i babka lancetowata powinny pomóc, ale widzÄ™, że zÄ…b potrzebuje niestety leczenia kanaÅ‚owego. – O nie, pani doktor, ja już tam nie wrócÄ™ i też nie chcÄ™, żeby pani siÄ™ tam fatygowaÅ‚a! NaprawdÄ™, po cóż tyle kÅ‚opotu?! – Pan Bóbr byÅ‚ wyraźnie przestraszony. – To nie o KanaÅ‚ Bródnowski chodzi, tylko o kanaÅ‚ w zÄ™bie, w którym mieÅ›ci siÄ™ nerw. Niestety, bÄ™dzie trochÄ™ bolaÅ‚o, ale bÄ™dzie też panu przypominać o rozsÄ…dku i odpowiedzialnoÅ›ci. ProszÄ™ siÄ™ teraz wykÄ…pać... to znaczy wysuszyć i przebrać w piżamÄ™. – Tak, proszÄ™! – odpowiedziaÅ‚a na pukanie do drzwi. Do gabinetu wsunÄ…Å‚ gÅ‚owÄ™ pan Wydra, kliniczny hydroterapeuta. – Przepraszam, Gryziu, ale sÅ‚yszaÅ‚em, że pojawiÅ‚ siÄ™ u nas mój kuzyn... i rzeczywiÅ›cie! – Pan Wydra uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko, czyli tak, że widać mu byÅ‚o wszystkie zÄ…bki. – Czystej Wody, Wodzimierzu! – ciepÅ‚o pozdrowiÅ‚ pana Bobra. – Och, Czystej Wody, kuzynie! – z trudem uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pan Bóbr. – JeÅ›li to w niczym nie przeszkadza, to ja chÄ™tnie zaofiarujÄ™ Wodkowi legowisko w mojej norze na czas leczenia. – Pan Wydra przysiadÅ‚ na stoÅ‚eczku przy pani Wiewiórce. – Wiesz, urzÄ…dziÅ‚em siÄ™ troszkÄ™ przy basenie do ćwiczeÅ„ rehabilitacyjnych. – Woda bieżąca i czysta, wspaniale ciemno i przyjemnie wilgotno. – Och, to by byÅ‚o dobrze! – Pan Bóbr mrugnÄ…Å‚ nieopuchniÄ™tym okiem i sapnÄ…Å‚ z zadowoleniem. Znowu rozlegÅ‚o siÄ™ pukanie i do gabinetu, szeroko otwierajÄ…c drzwi, weszÅ‚a pani Jeżowa, kierowniczka jadÅ‚odajni „Smaczne Jedzonkoâ€. – DzieÅ„ dobry wszystkim. SÅ‚yszaÅ‚am, że mamy nowego pacjenta. To jak karmimy? Dieta, czy jak tam...? – Ja trochÄ™ fsioÅ‚em se sopÄ… jesenia. – Pan Bóbr, któremu opuchlizna zaczynaÅ‚a przeszkadzać w mówieniu, siÄ™gnÄ…Å‚ do swojej torby i wyjÄ…Å‚ z niej parÄ™ pÄ™czków gaÅ‚Ä…zek olchy i wierzby. – To tak to pokrysienia... – Nie, nie, żadnego gryzienia – zaprotestowaÅ‚a doktor Gryzelda. – Już tam pani Jeżowa wymyÅ›li coÅ› miÄ™kkiego i pożywnego. – O wÅ‚aÅ›nie. Ja bym proponowaÅ‚a na poczÄ…tek kleik z mÅ‚odych pÄ™dów lipy, a na deser sosnowe pÄ™dy w szaÅ‚wii. – Kierowniczka jadÅ‚odajni podparÅ‚a siÄ™ pod boki. – Iglaste drzewa dobre sÄ… dla tych, co żyjÄ… w warunkach zwiÄ™kszonej wilgotnoÅ›ci – dodaÅ‚a, unoszÄ…c nieco swój czarny nosek. – Tylko nie iklaste tszefa – jÄ™knÄ…Å‚ pan Bóbr, zakÅ‚adajÄ…c miÄ™kki, kÄ…pielowy szlafrok. Â
Tomasz Szwed-Stępkowski - autor, kompozytor, piosenkarz, psychoterapeuta, trener rozwoju osobistego. Od 30 lat na estradzie. Wydał kilka płyt i tomików poetyckich. Studiował w Szkole Menedżerów Kultury, w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej i w Instytucie Psychologii Procesu w Warszawie. Brał udział w szkoleniach w Polsce i Anglii, dotyczących rozwiązywania konfliktów i pracy z grupami. W trakcie kilkumiesięcznego pobytu w Indiach poznawał wschodnie systemy leczenia i  medytacji. Prowadzi terapie indywidualne, grupy psychoterapeutyczne, warsztaty rozwojowe dla twórców. Jest członkiem zespołu terapeutyczno-badawczego Fundacji „A kogo?†w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
KUP TERAZ